niedziela, 7 czerwca 2015

"...When I say I LOVE YOU, baby you gotta know THAT'S FOR ALL TIME..." part V

Jak widzicie, stworzyłam nowego bloga dla tej serii opowiadania.
Zachęcam Was do obserwowania go, gdyż wtedy nie umknie Wam żadna rzecz. :)

Wszystkie wcześniejsze części również je tutaj opublikowałam, aby było wiadomo, skąd się to wszystko wzięło. :D
A teraz zapraszam :*
           (Piosenka do notki: P!nk - Just Give Me A Reason ft. Nate Ruess)



Perspektywa Jessici:

           Mijały miesiące, które były chyba najlepszym czasem w moim życiu.
W końcu byłam u boku samego Michaela Jacksona... Mimo, że był moim szefem, oboje nie zwracaliśmy na to uwagi. Rozmawialiśmy jak przyjaciel z przyjacielem.
Bawiliśmy się, kiedy był wolny czas od koncertów. Robiliśmy wiele szalonych rzeczy.
Rzucaliśmy na przykład balony z wodą do fanów i widząc ich małą panikę, śmialiśmy się z tego.

           Piosenkarz nie spędzał całego czasu tylko i wyłącznie na niewinnej zabawie. 
Gdziekolwiek byliśmy, musieliśmy odwiedzić miejsca w których były dzieci. Odwiedzaliśmy wiele szpitali, sierocińców.
Jeździłam razem z nim, gdyż chciał mi pokazać to, co sprawia go szczęśliwym człowiekiem.
Uśmiech na twarzy dziecka ma na prawdę wielką moc. To taka magia, która może w każdej chwili zniknąć, jak bańka mydlana. Mówił mi, że to dzieci oraz Bóg są jego inspiracją. Chce przypomnieć światu, że to my, ludzie, jesteśmy dziećmi całej planety i powinnyśmy o nią dbać.

         Ten mężczyzna zwany Królem Popu pośród dzieci stawał się jednym z nich.
Rozmawiał z nimi, jak gdyby ich znał od zawsze, nie wspominał nic o swoim koncercie, który miał się rozpocząć za kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin. Rozdawał autografy, zabawki, które kazał wykupić w najdroższych i najlepszych sklepach w mieście. Nie sądziłam, że Michael aż tak kocha dzieci. Nie raz miałam przykład, kiedy to niektóre gwiazdy mówiły do telewizji, że również kochają dzieci i chcą dla nich jak najlepiej. Ale prawda okazywała się dopiero wtedy, kiedy któraś z nich miała pojechać do jednego ze szpitali. Bała się dotknąć chorego dziecka, czy go przytulić!
Widziałam w oczach tych dzieci ogromny smutek, gdy nawet ich idol nie chciał przytulić...

          Jednak Michael taki nie był. Tulił dzieci, całował w czoło, czy główkę. Brał maluchy na ręce i uśmiechał się do nich. Wzruszający był moment, kiedy małe dziecko zauważyło Michaela i powoli wstało, robiąc małe kroczki w jego stronę. Potem mama dziecka szepnęła mi do ucha ze łzami w oczach.

          - George nie potrafił nawet ustać, kiedy trzymałam go za rączki. Teraz sam próbuje iść w stronę pana Michaela. To cudowne.

Uśmiechnęłam się w stronę kobiety i spojrzałam, jak Michael kuca i wyciągając rączki w stronę malca, nawołuje go cicho. Po chwili objął dziecko i przytulając je, śmiał się cicho.

           Pewnego dnia, a dokładnie drugiego czerwca 1988 roku Król Popu miał dać koncert w Wiedniu, w Praterstadion.
Kiedy godziny mijały spokojnie, Michael czuł napływ jakieś energii, która sprawiała, że stawał się innym człowiekiem. Będąc w hotelu ćwiczył jeszcze swoje kroki taneczne, które były już perfekcyjne do granic możliwości.  Niestety, co jakiś czas słyszałam jak prosi, aby przyszedł do niego lekarz. Okazało się, że  strasznie stresował się koncertem i potrzebował jakiś środków uspokajających.

            W końcu nadeszła długo wyczekiwana przez wszystkich fanów (oraz nas) chwila.
Kiedy Michael szykował się do koncertu, który miał się zacząć już za pięć minut, zawołał mnie. Zaciekawiona po co mam się do niego zjawić, poszłam w stronę jego garderoby.
Cicho zapukałam, a po chwili usłyszałam zgodę na wejście.
Weszłam do pomieszczenia i stanęłam na środku, widząc go siedzącego.

              - O, jednak przyszłaś. To wspaniale. Wiesz, chciałem, abyś nie jechała do hotelu, tylko tu została. - powiedział, naklejając na swoje palce charakterystyczne białe plastry.

              - Ale po co, skoro nie jestem ci potrzebna. No chyba, że będziesz coś mówił w austriackiej odmianie języka niemieckiego... - zaśmiałam się, przypominając sobie naszą lekcję języków obcych podczas lotu do Londynu.

              - Eee... Z tego co wiem to Kocham Was po niemiecku brzmi Ich Liebe Euch. Ale jak brzmi austriacka odmiana jezyka niemieckiego, to nie wiem. Dobra, mniejsza. Powiem po swojemu. - w tej chwili uśmiechnął się chytrze, a po chwili dodał - Chcę abyś była i oglądała. No nie mów, że nie interesuje cię mój koncert. - odrzekł zasmucony.

              - Nie, nie o to chodzi. Po prostu... - zaczęłam, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi, a po chwili je otworzył.

Stanął w nich Frank, który jak zwykle paląc cygaret, uśmiechnął się.

             - O, co to? Impreza w garderobie? Nie za wcześnie? - zaczął, puszczając w moim kierunku oko. Pewnie myślał o czymś... Ekhm.  - Mike, za dwie minuty masz być już za kulisami. Sprężaj się.

Zerknęłam w stronę mojego "szefa", który wstając zerknął jeszcze w lustro.

            - Tak już idę.

Po krótkiej chwili odwrócił się i spojrzał na mnie.

            - Jessi, zostań za kulisami. Proszę. Na prawdę będzie mi miło, jeśli będziesz obecna na moim koncercie.

Zarumieniłam się nieco, a po chwili pokiwałam głową.

            - Okey, będę, obiecuję. No, a teraz to już leć, bo się spóźnisz.

         Wychodząc z jego garderoby, Mike pobiegł w stronę schodów, gdy nagle odwrócił się i przybiegł w moją stronę by pocałować w policzek i szepnąć Dziękuję.
Zaśmiałam się, bo ten debil na pewno uważał, że minuta spóźnienia nic nie zmieni w koncercie. "Niech zaczną beze mnie, nikt się nie skapnie, że mnie nie ma..."

        Kiedy stanęłam za kulisami, jedna z osób chciała mi dać zatyczki do uszu, bo możnaby ogłuchnąć od tego hałasu.
Mój słuch może i był zbyt wrażliwy, ale każda osoba z mojego otoczenia wiedziała, że słucham muzyki wyłącznie w bardzo głośniej skali.
Oparłam się o jeden słupek i słuchając śpiewu Michaela, podziwiałam całą tą perfekcyjność.
Każdy szczegół był doskonały. Widziałam, a raczej słyszałam jak kilkaset tysięcy ludzi krzyczało i piszczało. Wiedziałam, że spośród tych osób, jedna kobieta będzie miała szczęście i dostanie możliwość dostania się na scenę, by w czasie piosenki She's Out Of My Life móc przytulić się do Michaela.

          Nim minęła godzina koncertu, poczułam jak za wibrował mój telefon. Zerknęłam na komórkę i zauważyłam, że dostałam wiadomość.

"Witaj piękna. No i jak tam koncert Jacksona, hmm? Chyba ci łaskawie pozwolił go oglądać, a nawet jeśli nie, to i tak dobrze. Za 20 minut przyjedzie do waszego hotelu mój przyjaciel. 
Zobaczysz po co, tylko masz się tam zjawić! Nie próbuj ze mną igrać, bo pamiętaj, że twój ojciec tonie w długach, a twój błąd może go sporo bardziej kosztować. No to trzymaj się mała. 
A i jak Robert będzie chciał ci coś dać, to się nie sprzeciwiaj i to weź.
                                                                                             Lucas "

         Ze smutkiem zerknęłam na tańczącego Michaela, który zaczął śpiewać Thrillera.
Czując strach, zbiegłam na dół, do podziemia, gdzie w ukryciu miały być auta Michaela oraz jego pomocników.

         - Hey Jessi, nie ma jeszcze końca koncertu. Dlaczego tu  przyszłaś? - zapytał mnie jeden z ochroniarzy Mika, który miał tu czekać i pilnować wszystkiego.

         - Wiesz, muszę wracać do hotelu. Jest pilna sprawa. - szepnęłam nieśmiało, chcąc jak najszybciej zjawić się w tym całym hotelu i dowiedzieć się, po cholerę miał mnie wzywać Lucas.

          - No dobra. Za to, że cię strasznie lubię, pozwalam ci jechać.

Podał mi kluczyki do mojego auta, a po chwili wsiadłam i wyjechałam ostrożnie z podziemia.

         Jadąc w stronę hotelu, liczyłam czas jaki mi został. Już raz zrobiłam na przekór, za co później zostałam ukarana. Ktoś wmówił Madonnie, że ukradłam jej biżuterię. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Nie jestem tym typem kobiet, które by chciały miliony naszyjników, pierścionków czy bransoletek. Nie lubię biżuterii i każdy, kto mnie zna o tym wie.
Oczywiście znaleźli je w mojej torbie, a Madonna chciała już mnie pozwać do sądu. Lucas oczywiście "wstawił" się za mną, a kiedy przyjechaliśmy do Los Angeles, powiedział swojemu ojcu, że kolejne miliony mój ojciec jest jemu dłużny...

             Parkując, widziałam mężczyznę w ciemnych okularach, który palił papierosa. Kiedy wysiadłam, zauważył mnie i podszedł, przyglądając się uważnie.

          - Ty jesteś Jessica Johnson? - zapytał, zdejmując nieco okulary.

          - Tak, to ja. Pana pewnie przysłał Lucas Clare. - szepnęłam nieco wystraszona.

          - Jak ty dobrze jesteś poinformowana. Chodź, mam coś z tobą do omówienia. - mówiąc to, chwycił mnie mocno za nadgarstek i poszliśmy w stronę hotelu...


Perspektywa Michaela:


          - Jak to jej nie ma?! Przecież tu była! - krzyknąłem rozzłoszczony za kulisami, kiedy nastała przerwa, abym mógł trochę odpocząć.

          - Tak, ale już jej nie ma. Zerknęła na swoją komórkę, a potem ze smutkiem zbiegła na dół. - odparła moja makijażystka, która poprawiała mi makijaż. - No, a teraz siedź spokojnie!

Nie mogłem pojąć, czemu jej nie ma. Co ją zmusiło, aby odejść?! Przecież mi obiecała, tak się cieszyłem, że jest przy mnie.

            Kiedy poprawiłem swoje ubranie i wstałem, pobiegłem w stronę jednego z ochroniarzy, który prawdopodobnie miał wtedy dyżur, aby pilnować podziemia.

          - Jack! Ty byłeś pod sceną, kiedy grałem pierwszą godzinę koncertu. Gdzie jest Jessica? Musiałeś ją przecież widzieć.

           - Tak, widziałem ją Mike. Spokojnie, wróciła do hotelu. Mówiła mi o tym. - odrzekł spokojnie, kładąc mi rękę na ramieniu.

Nieco wkurzony zabrałem jego rękę i wróciłem na scenę, gdzie miałem zacząć kolejną piosenkę po przerwie.

          Cały czas myślałem o niej. Jakaś cząstka mnie krzyczała rozpaczliwie, że powinienem wysłać kogoś aby sprawdził, czy coś jej nie jest. Może to Lucas ją wezwał?
Może i uznacie to za dziwne, ale Jessica miała coś w sobie. To COŚ sprawiło, że z każdym kolejnym dniem... coraz bardziej czułem do niej jakąś sympatię. Być może to tylko głębsza przyjaźń, być może i zauroczenie.

          Mimo swoich myśli, które nie chciały dać mi spokoju, nadal dawałem z siebie wszystko na scenie. Beat It, Billie Jean, Bad... piosenki mijały tak szybko, że nawet nie wiedziałem kiedy. Właśnie, Bad... podczas końcówki miały pojawić się dzieci. Chciałem, aby Jessica to widziała.
Był tam nawet jeden chłopiec, który stał się moją konkurencją jeśli chodzi o taniec. Na prawdę. Młody w pewnym momencie mnie aż zgasił. Nie wiedziałem, co mam zrobić...
A na koniec koncertu Man In The Mirror.

Kocham tą piosenkę. Każdy, ale to każdy powinien jej posłuchać. Już nie chodzi o mnie, ale o przekaz. To coś miało magię. Kiedy koncert się już kończył, nie miałem siły na nic.
Czułem, jak cała moja energia odpłynęła. Stanąłem jeszcze na koniec i rozłożyłem ręce, a po chwili powiedziałem : Make That Change.
Potem podziękowałem wszystkim i ukłoniłem się razem ze swoimi tancerzami i osobami, które grały na instrumentach. Zszedłem ze sceny i szybko poszedłem do podziemi, by jak najszybciej jechać do hotelu.

           - Extra koncert Mike. Zmęczony? - zapytał mnie Frank, podając mi coś do picia.

           - Nie, wiesz, czuję się wspaniale. Nogi mnie nie bolą i nie marzę o ciepłej kąpieli. - odparłem mrużąc oczy.

           - Oj, już jedziemy. Może Jessica ci zrobi masaż. - odparł z przekąsem.

Właśnie! Jessica! Przez te emocje zapomniałem o niej.
Wysiadłem z auta od razu, kiedy Jack zaparkował auto. Widząc tłum fanów bałem się, że będziemy mieli utrudniony dostęp do piętra, w którym są nasze pokoje. Oczywiście dyrektor hotelu pozwolił mi wejść innym wejściem, bez przeszkód.

           Idąc już do mojego pokoju, widziałem jak drzwi pokoju Jessici się otwierają. Wyszedł z nich jakiś mężczyzna, który zerkając na mnie, zaśmiał się chytrze. Nie rozumiejąc o co chodzi, zignorowałem go i wszedłem do siebie. Mogłem jednak posłuchać swojego wewnętrznego głosu, który kazał mi zapukać do Jessici.
Niestety, nie uczyniłem tego, a to czego się później dowiedziałem, zmieniło moje nastawienie do Jessici o 180 stopni.


3 komentarze:

  1. Oooo cholera jasna! Nie stop, po kolei... Teraz myśle, że to dobry pomysł z tym blogiem xD wracając do notki. Mi się wydaje, że Mike pomyślał, że Jess se kochanków sprowadza? O.O Dobra nie wiem, a więc kiedy nowa? Błaaagam Cię jak najszybciej bo wykituje z ciekawości.. No, ale to nie Jess wina, że jest pod dyktatorem Lucasa.. Ehh. Życze weny, Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do notki... wielkie wow. Przepraszam, że komentuje dopiero dziś, ale mój laptop postanowił zrobić mi na złość, i w dzień kiedy miałem wrzucić notkę popsuł się i muszę na niego czekać, a każdy blog miałem tam zapisany.. do tego notki...ach szkoda, gadać, nawet teraz piszę z telefonu, ale cieszę się, że wreście się pojawiłem. W piątek pojawi się nowa i wtedy też zacznę już być na bierząco. Co do notki.. Jasna cholera.. co się porobiło. Mam takie same przypuszczenia co MeryMJ też mi się wydaje , że Mike pomyślał, że Jess se kochanków sprowadza... ale.. dobra.. Cudowny pomysł z tym blogiem. Co do nowej wrzucaj jak najszybiciej.. acha i mam pytanie.. kiedyś prowadziłaś też innego bloga.. jeśli sie nie myle o Dianie Smith i o Michaelu tak?.. mogłabyś mi jakoś podać link.. bo zacząłem go czytać a zgubiłem link..i no nie doczytałem.
    Teraz druga sprawa.. bardzo mi się spodobał ten pomysł ZAPYTAJ BOHATERA i mam pytanko i ile się zgodzisz mogę zrobić takie same coś u mnie na blogu w opowiadaniu o Angie i Michaelu? Jak wyrażisz zgodę to zrobię a jak nie to trudno... pytam bo nie chce kraść ci pomysłów.
    Pozdrawiam. Mike
    Przepraszam za błędy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jesteś :)
      Dziękuję za komentarz, a teraz zacznę odpowiadać na Twoje pytania.
      1. Ten blog o Dianie i Michaelu nie należy do moich ulubionych, gdyż początki są straszne. Tak mi się przynajmniej wydaje xD No, a link to : http://ikimimiki.blogspot.com.
      2. Jasne, możesz to dodać. Bohaterom też będzie miło, że mają coś w końcu do powiedzenia. xD (przynajmniej mogą się zbuntować xD)
      Pozdrawiam Cię Mike.
      Susie.

      Usuń

Zamierzasz komentować?
Bardzo Ci dziękuję :D
Dla Ciebie to mała chwila - dla mnie motywacja do działania!