piątek, 12 czerwca 2015

"...When I say I LOVE YOU, baby you gotta know THAT'S FOR ALL TIME..." part VI


(Piosenka do notki: Justin Timberlake - Mirrors)



Perspektywa Jessici:

           Po wyjściu tego mężczyzny ze swojego pokoju czułam się szczęśliwie oraz nieco dziwnie.

Szczęśliwie, ponieważ dał mi już spokój. Przez całą godzinę mówił o jakiś sprośnych rzeczach i o tym, że żałuje, że dla niego nie pracuję. Cały czas milczałam i starałam się nie odpowiadać na jego pytania, mimo że czułam w głębi ogromny strach i przerażenie.
Pod koniec kazał mi dać rękę, do której przygotował jakąś strzykawkę. Mówił mi, że po tym będzie mi o wiele lepiej, nie będę się martwiła. Bałam się i domyślałam, że to mogło chodzić o jakiś narkotyk. Nie zgodziłam się, przez co wpadł w szał. Podszedł do mnie i mocno spoliczkował, szepcząc do ucha, że mam go słuchać, bo inaczej pożałuję.
Nawet nie wiecie, jak się wtedy czułam. Marzyłam aby Michael czy kto inny wszedł do pokoju,  miałabym wtedy szansę uciec. Niestety, los chciał inaczej.

            Kiedy po długim czasie uległam, czując na całej twarzy okropny ból, jaki mi zadał, chwycił mi rękę i wbił bez najmniejszej delikatności igłę w żyły. Wstrzyknął coś, co sprawiło, że dziwnie się poczułam. Uśmiechnął się i powiedział, że jestem dobrą dziewczynką.

"Ja ci dam grzeczną dziewczynkę... Ty podły dupku..."

            Schował igłę do kurtki i wyszedł z pokoju. Słyszałam przez chwilę głos Michaela, który rozmawiał ze swoim przyjacielem. Kiedy wstałam z łóżka, bo chciałam się przywitać ze swoim "szefem", poczułam się słabo.

           Opadłam na ziemię, widząc jedynie ciemność...

Perspektywa Michaela:

                Siedziałem w swoim pokoju, szykując dla siebie kolację. Nareszcie spokój. Koniec emocji na dzień dzisiejszy.
Byłem strasznie głody, bo w końcu dwie godziny biegania po scenie też mogą sprawić, że człowiek by zjadł konia z kopytami.
Siadając przy stole, usłyszałem jakieś głosy na korytarzu. Po chwili ktoś zapukał do moich drzwi.

               - Proszę. - odpowiedziałem, zerkając w tamtą stronę.

           Chwilę potem wpadła Karen, która nie wyglądała na taką co była szcześliwa.
W jej oczach było widać przerażenie i strach.

               - Coś się stało? - zapytałem, wstając i podchodząc do niej.

               -  Chodzi o Jessicę. Lekarz ją bada. Jak chciałam do niej wpaść, to zastałam ją nieprzytomną... - odpowiedziała po czasie.

           Poczułem ukłucie w sercu. Jak to? Co się dokładnie stało?
Przed oczami miałem moment, gdy zauważyłem jakiegoś faceta wychodzącego z jej pokoju. Bez namysłu wyszedłem z Karen i poszedłem do pokoju swojej tłumaczki, przy którym stało już kilka osób. Wchodząc wgłąb widziałem, jak lekarz sprawdza jej ciśnienie. Jessica leżała na łóżku i przypatrywała się mnie ze smutkiem. Uśmiechnąłem się nieco, by dodać jej otuchy.


              - Co jej jest? - zapytałem po tym, jak się otrząsnąłem. .

                - Lekkie zasłabnięcie. Coś sprawiło, że Jessica dostała wysokiego ciśnienia. Najlepiej by było, gdyby pojechała do szpitala. - stwierdził lekarz, zerkając w moją stronę.

                - Nie, nie trzeba jechać. To tylko zasłabnięcie. - szepnęła dziewczyna drżącym głosem.

                - Jessi, warto by było się dowiedzieć co sprawiło, że zasłabłaś. Przecież może to się przytrafić znowu w każdej chwili. - powiedział do niej, chowając ciśnieniomierz, a później dodał. - Ale skoro nie chcesz, to cię zmuszać nie będę.

Spojrzałem na nią, kiedy dziewczyna odwróciła głowę w stronę okna. Po czasie lekarz wyszedł i tylko ja zostałem. Usiadłem obok niej i spojrzałem na nią.

                 - Jak się czujesz? - zapytałem, poprawiając jej kosmyk włosów.

                 - Nie najlepiej. Wiesz, koncert był zjawiskowy. - rzekła, odwracając się w moją stronę.

                 - Byłaś tylko na pierwszej godzinie. Potem musiałaś podobno tutaj przyjechać. Czy coś się stało?

Dziewczyna westchnęła ciężko.  Wiedziałem, że te zasłabnięcie miało związek z tym tajemniczym mężczyzną.

                - Mi możesz powiedzieć. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. - odparłem, chwytając ją za rękę.

Z jej oczu pociekły łzy. Bez namysłu przetarłem jej słone krople z policzków.

                - Hej,  co się dzieje? Nie płacz.

Jessica odsunęła moją rękę i usiadła.

                - Pamiętasz jak Lucas mówił, że co jakiś czas będzie przychodził jakiś facet, co miałby dopilnować wszystkie moje zachcianki? To dlatego tu przyszłam, bo gdybym tego nie zrobiła, ktoś znów byłby przeciwko mnie. Właśnie ta jego 'prawa ręka' tu była. To wszystko jego wina. - odparła, zasłaniając dłońmi twarz.

         Siedziałem zaskoczony tym, co mi powiedziała. Nie sądziłem, że aż tak można być podłym dupkiem. To się w głowie nie mieści.

                 - Jessi, nie płacz. Już nic ci nie grozi. - przytuliłem ją, pozwalając aby się we mnie wtuliła.

Nawet nie chciałem wiedzieć, co ten palant jej zrobił. Dziewczyna wtuliła się w moją pierś i powoli się uspokajała.

                 - Jak wrócimy do Los Angeles, to pojadę do twojego ojca i mu powiem, co o tym wszystkim sądzę. Nic i nikt nie będzie cię ranił. Obiecuję. - odrzekłem po dłuższej chwili.

                 - Mike, ja... jeśli jestem dla ciebie ciężarem, to po prostu... wiem, jesteś w trasie koncertowej, potrzebujesz tłumaczy... Znajdę ci kogoś, kto jest lepszy ode mnie i...

Zaśmiałem się cicho i widząc jej zdziwienie, przetarłem jej łzy i uśmiechnąłem się. Kiedy spuściła głowę, chwyciłem ją za podbródek i podniosłem.

                 - Spójrz na mnie. Chcę ci pomóc, rozumiesz? Twój ojciec nie ma prawa decydować o tym, za kogo wyjdziesz za mąż. Ten cały Lucas też nie ma prawa do niczego cię zmuszać.

Jessica uśmiechnęła się delikatnie i przytuliła mnie mocno.

                 - Dziękuję, jesteś kochany. - odpowiedziała, kiedy odsunęła się nieco.

                 - Jutro, jak poczujesz się lepiej to pójdziemy w miasto, co? Spokojnie, przebiorę się i tyle.

Moja tłumaczka posłała mi uśmiech i zerknęła w stronę okna. Było już bardzo ciemno, a na sklepieniu nieba pojawiały się małe, drobne punkciki, które nazywamy gwiazdami.
Jessica chciała powoli wstać, a ja natychmiast postanowiłem ją asekurować. Kiedy bez przeszkód podeszła do okien, dotknęła dłonią szyby i powiedziała.

                   - Wiesz, trochę żałuję, że nie mogłam być do końca na twoim koncercie. Pewnie był tak samo świetny, jak i inne.

                   - Tak, ale nieco męczący. - stwierdziłem z nutką żartu. - Wiesz, ale i tak ci dziękuję, że jesteś przy mnie.

Dziewczyna spojrzała na mnie, a jej kąciki ust nieznacznie się podniosły.

                   - Skoro jesteś zmęczony, to powinieneś iść i odpocząć. Już mi lepiej. Nie musisz nade mną czuwać.

                    - Ale Jessi... - zacząłem, kiedy ona tylko spojrzała na mnie wzrokiem typu "Wiem co mówię".

                   - Idź. Jesteś zmęczony. Dziękuję, że nie jesteś na mnie zły, bo pewnie jak widziałeś tego całego Roberta jak wychodził z mojego pokoju, to miałeś jakieś podejrzenia, co?

                     - Zastanawiałem się, kim on jest. Ale to już nieważne. Ty również odpocznij, dobrze?

Tłumaczka pokiwała głową i delikatnie pocałowała mnie w policzek.

                     - Miłej nocy, Mike. Śpij dobrze. - powiedziała, kiedy miałem zamiar już wychodzić.

                     - Dzięki, ty też  śpij dobrze. - odpowiedziałem, otwierając po cichu drzwi.

Wyszedłem z jej pokoju i udałem się do swojego, po drodze zastanawiając się nad tym całym Lucasem.

         Kiedy wszedłem, zamknąłem drzwi i usłyszałem jak kilka osób krzyczy moje imię.

"Zapewne to znowu fani. Och, jak ja ich kocham. Znów mi spać nie dadzą." - zaśmiałem się i podszedłem do balkonu i niepewnie otworzyłem drzwi.

Pisk fanów nasilił się. Pomachałem im i biorąc przygotowaną już małą poduszkę, rzuciłem im.

Zaśmiałem się, widząc ich, jak się szarpią. Po jakimś czasie poduszka została rozstrzępiona i pióra z niej wyleciały.

- Kocham Was! - krzyknąłem i pomachałem im, by po chwili wrócić do pokoju.

Jeszcze raz przygotowałem sobie danie i po konsumpcji marzyłem o tym, by usnąć.

W końcu jutrzejszy dzień miał się zapowiadać wspaniale.
Już miałem w głowie plan, aby zrobić kilka ciekawych psikusów.



***

 Kochani!
Witam Was bardzo serdecznie.
Po pierwsze, chcę Was przeprosić za tą krótką notkę.
Nie wiedziałam jak mam to opisać i wyszło... jak wyszło.
Mam nadzieję, że się aż tak bardzo nie złościcie.
Obiecuję, że następna będzie o wiele dłuższa :)
Po drugie zachęcam Was do obserwowania i komentowania bloga :D
To naprawdę trwa tylko chwilkę, a dla mnie, autora, jest to motywacja do działania.

4 komentarze:

  1. Siemka :-)
    Notka cudowna . Tylko trochę za krótka. Fajnie że Mike tak pomaga Jessi i się o nią martwi no w końcu są przyjaciółmi. Ale nie powiem, że liczę na coś więcej. Idealnie do siebie pasują chyba każdy się ze mną zgodzi? Czekam na nn i pozdrawiam serdecznie :-D
    Basia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Jaa Cie po prostu uwielbiam! Kocham takie poranki *tak poranki bo jeszcze w wyrze leże i sie lenie*. Matko co ta 'prawa ręka' jej wstrzyknęła, Matko Bosko na początku miałam straszne myśli, że będzie chciał ją wykorzystać, ale na szczęście nic złego. Notka cuuudna, Mike taki kochany. Nic tylko czekać na nexta *błagam wstawiaj jak najszybciej*. Życze weny, Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Dawno nie byłam obecna na blogerze. Jest taka ładna pogoda, że całe dni siedzie na dworze :)))
    Świętna notka. Bałam się, że ten ,, prawa ręka" będzie chciał ją zgwałcić :/ Na całe szczęście się myliłam. Szkoda mi jej..naprawdę szkoda :/ Michael jest taki uroczy...ooo :333
    Wybacz, że komentarz taki krótki .-.
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    The Smille

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej. Dopiero teraz mam czas na komentarz.
    Biedna Jess... Szkoda mi jej. Mam nadzieję, że Mike dojdzie do tej "prawej ręki". Jest taki kochany *_* Pozostaje mi tylko czekać i życzyć weny! :D

    OdpowiedzUsuń

Zamierzasz komentować?
Bardzo Ci dziękuję :D
Dla Ciebie to mała chwila - dla mnie motywacja do działania!