piątek, 3 lipca 2015

"... When I say I LOVE YOU, baby you gotta know THAT'S FOR ALL TIME..." part VII

Perspektywa Michaela:

              Następnego dnia, kiedy Jessica poczuła się lepiej, według planu poszliśmy do miasta.
Oczywiście musiałem się "przebrać" tak, aby nikt mnie nie rozpoznał.
Strasznie się tym ekscytowałem, gdyż rzadko kiedy wychodziłem jako "normalny człowiek".
Czekając na Jessicę w holu, usiadłem na kanapie i zastanowiłem się nad wczorajszym wydarzeniem.
Nie rozumiem, jak ojciec może być tak okrutny wobec swojej córki? Rozumiem, że jeśli ma się długi, jest się w stanie wszystko zrobić, ale żeby aż tak?!
Kiedy przylecę do Los Angeles, od razu pojadę do jej ojca i mu powiem, nie zwracając uwagi na to, że dla Jessici jestem tylko przyjacielem. Przyjaciele też pomagają, więc ja muszę jej pomóc. Nawet jeśli łączyło by się to czymś innym.
Ten Lucas też dostanie za swoje. Zastanawiam się tylko, dlaczego Jessica nic nie powie policji. Przecież zostaje ona wykorzystana, w jakikolwiek sposób.

              Próbując poskładać myśli w całość, zauważyłem jak moja tłumaczka wychodzi z windy ubrana dość inaczej niż zazwyczaj.
Jasna sukienka oraz dość wysoko upięty kok, dodawały jej... Cóż, większej kobiecości. Już zdążyłem się przyzwyczaić do jej dość "chłopięcego" wystroju, ale teraz to mnie zaskoczyła.

               - Idziemy, panie...? - zapytała, zerkając na mnie.

               - Mów mi Panie Manua. - odparłem cicho, starając się jeszcze nie bawić w zmienianie głosu.

Jessica zaśmiała się cicho, a kiedy wstałem, miałem ochotę kichnąć z powodu doklejanych do twarzy wąsów.

                - Śmiesznie wyglądasz, panie Manua. - szepnęła mi do ucha, przez co się zarumieniłem.

                 - Przynajmniej nie widać, że ja to ja. - odrzekłem, patrząc na nią.

Wychodząc z hotelu widziałem, jak mała grupka fanów obserwuje moje okno na ostatnim piętrze. Szczerze mówiąc, poczułem lekki strach, bo gdyby mnie zauważyli i rozpoznali, miałbym marne szanse.
Kocham ich całym sercem, ale czasem oni sami sieją postrach, gdyż ich uwielbienie sięga czasem powyżej granic.

                 - Hej, idziemy. - pociągnęła mnie za rękaw Jessica, kiedy ja wpatrywałem się w grupę fanów.

Uśmiechnąłem się lekko do niej i dorównując jej kroku, przyglądałem się okolicom tego pięknego miasta, Wiednia.

               - Jak coś, to mów za mnie. Nie rozumiem niemieckiego, a tym bardziej austriackiej odmiany. - rzekłem, kiedy dotarliśmy do centrum miasta.

               - A co, chciałbyś coś kupić, drogi Manua? - odpowiedziała z lekkim kaprysem moja tłumaczka, dźgając mnie palcem lekko w bok.

               - Nie, ale gdyby nas ktoś zaczepił...

         Idąc razem z Jessicą, w pewnej chwili zauważyłem, jak chłopak klęka przed dziewczyną, trzymając w rękach bukiet pięknych, białych róż.
Ta rozpłakała się, prawdopodobnie ze szczęścia i wzięła je, a on wstał, po czym się pocałowali.
W głębi poczułem dziwne uczucie. Zrozumiałem już, że czegoś mi brak.
Czegoś, co jest najpiękniejsze i najcenniejsze. Miłość..

                - Zaczekaj chwilę. - rzekłem do tłumaczki, podbiegając do stoiska z kwiatami i prosząc w swoim języku o mały bukiet.

Kobieta w starszym wieku o dziwo zrozumiała, co powiedziałem, więc uśmiechnęła się i wybrała najpiękniejszy bukiet jaki miała. Kiedy chciałem zapłacić, kobieta powiedziała, abym nie płacił.
Kiedy wróciłem do Jessici, ta zaśmiała się głośno.

                 - Jesteś szalony, wiesz? Nie musiałeś mi ich kupować.

                - Ale chciałem. Zresztą warto sprawować prezent tak ślicznej osobie, jaką ty jesteś.. - odrzekłem, wręczając jej bukiet.

                - Dziękuję, jest śliczny. - odrzekła, całując mnie delikatnie w policzek.

                - Cieszę się, że ci się podoba. To co, idziemy do parku?

                - Z miłą chęcią, panie Manua. - mówiąc to, Jessica chwyciła mnie za ramię i wpatrując się raz po raz we mnie, uśmiechała się szeroko.

           Zadowolony, że wreszcie mogłem ujrzeć na jej twarzy uśmiech, który jest bardzo uroczy, zatrzymałem się i poprosiłem ją, aby usiadła na ławce i na mnie poczekała.
Sam natomiast wybrałem się do pobliskiej lodziarni i wybrałem lody. Wiedziałem z pewnych tajnych źródeł (tak na prawdę, to rozmawiając z Karen się przypadkiem dowiedziałem, gdyż ona jak i Jessica są najlepszymi przyjaciółkami) jaki smak uwielbia. Ku mojemu zdziwieniu, gdyż ja nie lubię truskawkowych, ona je wręcz kochała.
Kiedy miałem już wybrane, wróciłem do niej, siadając obok.

                - Proszę, to dla ciebie.

                - Mike, najpierw kwiaty, teraz lody? Czy ty coś knujesz? Za co to wszystko? - zapytała mnie zaskoczona, w co jej się nie dziwię. Sam pewnie byłbym zdziwiony, dlaczego moja przyjaciółka sprawia mi tyle niespodzianek. Chciałem po prostu sprawić, aby mi zaufała i się nie bała. Wczorajsze wydarzenie pewnie zmieniło jej nastawienie, bo nawet kiedy była przy mnie groziło jej coś złego.

                 - Za przyjaźń. Nie mogę czynić przyjemności? - zapytałem, uśmiechając się szeroko.

                 - Powiedz, jeśli jest coś na rzeczy. Błagam.

                 - Jessi, jest wszystko dobrze, chcę tylko poprawić ci humor.

Dziewczyna słysząc moja słowa, oparła się o moje ramię i westchnęła.

                 - Jesteś cudowny. Tyle rzeczy dla mnie robisz. Raz to prawie mnie uratowałeś.

Doskonale pamiętam ten dzień...

                 Upał, ogromna ilość fanów. Wszyscy zmęczeni z oczekiwania. Kiedy tylko się pojawiłem, głośne okrzyki. Idąc szybkim krokiem, starałem się zachować ostrożność. W pewnym momencie straciłem Jessicę z pola widzenia. Okazało się, że jakiś chłopak, który pamiętał Jessicę, że była tłumaczką innej gwiazdy, chwycił ją i odciągnął ode mnie.
Mimo silnego nacisku fanów, z którymi walczyli ochroniarze, wróciłem i widząc chłopaka jak trzyma Jessicę za szyję, krzyknąłem głośno aby ją zostawił. Chwilę później chłopak ten został zatrzymany przez policję, która tam była, a on sam był znany za inne złe czyny wobec kobiet. Od tamtej chwili, Jessica idzie obok mojego boku. Nigdy kilka metrów za mną. A już najbardziej za ochroniarzami.
Tak już zawsze pozostanie....

                  Siedząc oboje i jedząc lody, chciałem, aby ta chwila trwała wieki. Ja, nierozpoznawalny już przez ludzi i ona, dziewczyna, do której czułem ogromną sympatię...

Perspektywa Jessici:

                   Niespodzianki uczynione przez Michaela, przepraszam, przez pana Manua (ciekawa jestem, skąd wziął to imię) sprawiły, że zapomniałam o wszelkich smutkach. Ten mężczyzna jest wspaniały, chociaż czasem jest nie do wytrzymania. Uparty jak osioł, można by powiedzieć.

                   Kiedyś, przed koncertem się rozchorował i musiał zostać w hotelu kilka dni.
Zamiast leżeć w łóżku, chodził i robił wszystkim psikusy.
W pewnym momencie nie wytrzymałam.

             - Leż! Chcesz się jeszcze bardziej rozchorować?!

Michael, który był zajętym strzelaniem z gumek do celu, spojrzał na mnie i ochrypłym głosem rzekł.

             - Ale... Nudzi mi się.

Wstałam z fotela i z lekką irytacją pociągnęłam go do łóżka, a kiedy się położył, przykryłam go do samej szyi.

            - To poczytaj książkę. Z tobą jak z dzieckiem.

Michael zaśmiał się i spojrzał na mnie tymi swoimi błyszczącymi od choroby oczami.

            - To mi poczytaj... mamusiu.

Wzięłam poduszkę i go delikatnie uderzyłam, śmiejąc się.

             - Pouczymy się języków, chcesz? Ale za to masz leżeć cały czas.

             - Dobzie, mamusiu. - odparł dziecięcym głosem, zakrywając się kołdrą jeszcze bardziej.

Resztę tamtego dnia spędziłam na uczeniu języków tego... mężczyzno-chłopca...

W pewnym momencie usłyszałam cichy szept. Otworzyłam oczy i spojrzałam na uśmiechniętego Michaela.

              - Przysnęłaś chwilę.

              - Na prawdę? Wybacz. Nie chciałam.

              - Pogoda się psuje, wracajmy lepiej do hotelu.

Zgodziłam się z nim i kiedy wracaliśmy wreszcie do hotelu, poczułam, że ktoś się nam przygląda.
Odwracając się, widziałam... Roberta. Ten dupek pewnie znów chciał mnie "odwiedzić".

               - Michael... Chodźmy szybciej... Błagam. - wyszeptałam, kurczowo chwytając jego dłoni.

Piosenkarz spojrzał na mnie i widząc w moich oczach strach, również się odwrócił.

              - Co się stało? Jessi...

Widząc, jak Robert zmierza w naszą stronę, z moich oczu pociekły łzy. Nie odpowiedziałam, tylko poszłam szybkim krokiem w stronę hotelu.
Nie na długo. Usłyszałam jak mnie woła.

               - No proszę, panna Jessica. Znów miałbym się z panią spotkać? Jak po wczorajszym? Dobrze?

Michael spojrzał na mnie i chyba domyślił się o co chodzi. Kiedy Robert chciał pogłaskać mnie po policzku, chwycił jego rękę.


               - Zostaw ją! - rzekł, trzymając jego rękę.

               - Ty, wiesz kim jestem? Sam spadaj! Ja mam z tą małą coś do gadania.

               - Powiedziałem coś! Odwal się od niej! - tym razem mogłam widzieć, jak w Michaelu budzi się demon zła. Na prawdę. Bałam się, że zaraz zaczną się bić.

               - Słaby jesteś, żeby się bić, więc spadaj na drzewo. - mężczyzna nie odpuścił i zerknął na mnie.

 Michael nie wytrzymał. Odkleił te cholerne wąsy i zdjął okulary, które również go denerwowały.

                 - Jestem słaby?! JESTEM SŁABY?! Albo się od niej odczepisz, albo pożałujesz!

Robert spojrzał na Michaela i zaśmiał się.

                  - Jackson we własnej osobie. Twoja niunia jest słodka, wiesz? Ale od dawna miałem ochotę coś zrobić złego. I chyba trafi to na ciebie.

Chwilę potem widziałam, jak mężczyźni zaczynali się okładać. Po jakimś czasie kilka innych osób rozdzieliło ich, a ja stojąc cała w strachu widziałam, jak Michael idzie do mnie z podbitym okiem oraz zakrwawionym nosem.

                  - Jesteś bezpieczna. Już ci nic nie grozi.

Objął mnie ramieniem, a kiedy byliśmy w hotelu, nie wytrzymałam i mocno go przytuliłam.

                   - Przepraszam... Mike, przepraszam... To wszystko przeze mnie. Jestem okropna.

Piosenkarz, przykładając sobie lód, objął mnie i pocałował w głowę.

                    - Nie obwiniaj się. Nie musisz się niczego bać. Będę cię chronił nawet jeśli miałoby mi się coś stać. Bo zapamiętaj, że trze­ba wielu lat by zna­leźć przy­jaciela, wys­tar­czy chwi­la by go stracić. I ja będę traktował naszą przyjaźń na poważnie. Dbał o nią jak tylko będę mógł...
Możesz mi zaufać. Nigdy cię nie zranię...

~~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich. 
Jak mijają Wam wakacje? Ja jeszcze ich nie "czuję". Ale pewnie już wkrótce się to zmieni.
Cóż, notka wyszła... do bani. Nad końcówką w ogóle nie miałam pomysłu. Gdybym miała oceniać w skali 0-10, dałabym 0.
Masakra...
Możecie pohejtować. Nie mam nic przeciwko. xD
To do następnego!
Pozdrawiam Was gorąco.
Susie.

6 komentarzy:

  1. Jezu jak jeszcze raz ktoś napisze, że jego rozdział jest do bani to po prostu zamorduje. Przysięgam wszyscy są świadkami. Ja nie wiem co Ci się nie podoba w tym rozdziale, co? Przecież nie pisałabym, że jest super jak zwykle zresztą gdyby mi się nie podobał. No bo po cholerę. Skoro coś jest to kitu to to pisze, albo w ogóle nie czytam. I nie mówię tego od tak sobie, żeby Ci nie sprawić przykrości, tylko po to bo tak jest. Wszyscy tak uważają. Co do notatki to tylko jedno mi się nie podoba. Czemu Michael i Jessica nie są razem? Strasznie na to czekam. Uwielbiam gdy przyjaźń przeradza się w miłość, a najlepiej od razu w miłość. Po co komplikować? ;-) Oczywiście to moje zdanie.
    Michael bardzo zaplusował swoim zachowaniem. Jak stanął w obronie Jess taki Bad. Kocham go za takie postawy. Miał w dupie, że jest Michaelem Jacksonem i nie wypada się bić na oczach innych, bo zaraz jakaś afera z tego w TV. Po prostu broni przyjaciół :-D To chyba najdłuższy komentarz w moim życiu :-)
    Więc życzę dużo weny i pozdrawiam cieplutko.
    Basia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka!
    Notka cuudna. Ja Ci dam do 'bani', więcej wiary w siebie bo jesteś naprawdę utalentowana! No wracamy do notki.. Michael, gify z BAD'a i akcja z Robertem, -majstersztyk.
    'Tak już zawsze pozostanie....' To zdanie mnie bardzo zastanawia, czy Michael miał coś 'grubszego' na myśli bo jeśli tak to dobrze. Niech weźmie byka za rogi i startuje do Jess. Czekam z niecierpliwością na nexta. Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, ze się opuściłem. Przeczytałem rozdział, i próbowałem dodać komentarz, ale coś się dzieje, z moim pieprzonym laptopem. Epilog też mi połowę ucieło i musiałem pisac od nowa. Więc piszę teraz z telefonu. Rozdział cudowny. Nie waż sie mówić , ze rozdział do banii bo jest cudowny. Rozumiesz? Cudowny.
    Bardzo mi sie podoba, że Jessica ma prawdziwego przyjaciela ( naszego Michaela bohatera Jess od nadentego Roberta). Przyjaciel lub przyjaciele to ważna rzecz w życiu. Ja sobie na przykład nie wyobrażam życia bez mojej paczki. Np. Magda jest teraz ze mną u mojej cioci w Londynie.. bardzo tęskniliśmy ( chociaż jesteśmy tu - Londynie od niedawana) i nasi przyjaciele słysząc to wybli w stanie wybrać się dla nas do Londynu. ( gdy ich zobaczyłem myślałem, że mam omamy) więc... ja uważam, ze życie bez przyjaciół jest nudne. Fajnie jest wiedzieć, że przy twoim boku jest osoba, na którą można liczyć. Ale teraz idę do Jess i Michaela. Fajnie, ze są przyjaciółmi, ale mam nadzieję, że za niedługo coś zacznie między nimi iskrzyć.
    Życze masy weny i przepraszam za błędy.
    Pozdrawiam. Mike

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Możesz być ze mnie dumna, wreszcie udało mi się nadrobić! Rozdział cudowny, pięknie piszesz!
    Och, ten waleczny Michael. Mam słabość do gifów. Uwielbiam je. Mam nadzieję, że Michaelowi uda się pomóc Jessi. Ona na to zasługuje, to cudowna dziewczyna!
    Dziękuję za odwiedziny u mnie i zapraszam na nowe rozdziały.
    Życzę weny i pozdrawiam!
    Alex ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Haj haj! :D JA CI DAM DO BANI!!! Jest super! :P Michael tak bronił Jessy.... Ten Robert -,- Chyba go ukatrupię.... -,- Mam nadzieję, że to było już ich ostatnie spotkanie... :) Czekam na nexta! XD

    OdpowiedzUsuń

Zamierzasz komentować?
Bardzo Ci dziękuję :D
Dla Ciebie to mała chwila - dla mnie motywacja do działania!